niedziela, 16 listopada 2014

Rozdział 3

Adrenalina wybucha w moich żyłach. JEJ nie powinno tu być. ONA nie powinna istnieć. Przecież to były tylko złudzenia. Prawda?
-Dzień dobry. - Odpowiadam pełnym napięcia głosem. Dziwię się sobie, że jeszcze potrafię wydać z siebie dźwięk.
- Zaskoczona? - Jej głos przecina ciszę jak brzytwa.
- Och... Nie... Dlaczego miałabym być zaskoczona, że ktoś, kto nie powinien istnieć siedzi w moim pokoju?  Przecież to całkiem normalne. - Ostatnie zdanie niemal wykrzykuję.
- Jak to nie powinnam istnieć? - Pyta się zabójczyni. Wydaje się prawie zaskoczona. Prawie.
- Pewnie to tylko kolejna halucynacja... Powinnam iść do psychologa... - Mamroczę pod nosem.
- Co? Jak to? Wiesz jeszcze mniej, niż myśleliśmy... - Mówi głośnym szeptem.
- Jak to wiem jeszcze mniej, niż myśleliście?!  Jacy WY?!  Kim jesteście?!  - Znoszę się donośnym płaczem. Nic nie rozumiem!  Kim byłam kiedyś?!  Dlaczego przez tą cholerną amnezję nic nie pamiętam!  Co się dzieje z moimi rodzicami?!  Czy oni jeszcze żyją? 
- Spokojnie - Mówi blondynka. Coś wbija mi się w ramię.
Odpływam.
***
Stoję na środku obcej mi ulicy. Stoją na niej tylko cztery domy. Zza okna jednego spogląda na mnie jakaś twarz. Biegnę w stronę tego domu.
Wpadam do środka. Nagle od środka uderza we mnie dziwne uczucie. Czuję się, jakbym wcześniej już tu była. Znam rozmieszczenie pomieszczeń. Meble wydają się znajome. Wchodzę do salonu. Jest średniej wielkości, po lewej stronie stoi sofa, fotel i stolik kawowy. Po prawej znajduje się kominek i regał z książkami. Coś przykuwa moją uwagę. Na kominku stoi ramka ze zdjęciem. Jest na nim trzyosobowa rodzina. Znów to dziwne uczucie w moim sercu. Skąd ja znam to miejsce?
W tym momencie czyjaś głowa wychyla się zza framugi drzwi. Do pokoju wchodzi drobna kobieta. Jej rysy twarzy do złudzenia przypominają moje.
- Cześć córciu. - Odzywa się postać.
***
Nagle budzę się roztrzęsiona w zupełnie obcym pomieszczeniu. Wszystko tu jest białe, ostre światło lampy razi mnie w oczy. Zaczynam się zastanawiać co miał oznaczać ten sen... Kim była tamta kobieta?  Dlaczego nazwała mnie córką? 
Moje rozmyślania przerywa odgłos otwieranych drzwi. Do pokoju wchodzi banda ludzi w kitlach, uzbrojonych w notatniki i długopisy. Zaczynają coś notować. Próbuję skupić się na ich twarzach, ale wszystko znowu się rozmywa. Zasypiam.
Po wielokrotnym budzeniu się i zasypianiu, w końcu jestem całkiem przytomna.
Coś się zmieniło. Nie leżę już w białej sali bez okien, ale w luksusowo wyglądającym apartamencie z widokiem na morze.

wtorek, 7 października 2014

Rozdział 2

Po niezliczonych godzinach paniki wracam do żywych. W mojej głowie panuje chaos.
Przed oczami staje mi twarz napastniczki. Ostre rysy, pełne usta, wyraźnie zaznaczone kości policzkowe, niebieskie oczy i blond włosy.
Ale najważniejszy jest jej wyraz twarzy. W moich wspomnieniach wygląda na spokojną, wręcz zadowoloną...
Nie mogę tego pojąć!  Jakim cudem można się tak zachowywać po zamordowaniu kogoś?! 
Moje ciało zalewa fala złości. Przecież ta kobieta powinna być bardziej przerażona niż ja!
W tym momencie chcę pojechać na policję,  opowiedzieć im wszystko co widziałam.
Gdy jestem już przy drzwiach, gotowa do wyjścia, nagle sobie coś uświadamiam. Przecież moje ciało cały czas było w autobusie (przynajmniej tak myślę, ponieważ pasażerowie chyba by zauważyli, jakbym zniknęła, prawda?). Poza tym, nie mam żadnych dowodów, że tamten facet został zabity. Policja mi nie uwierzy...
Po chwili spokoju, jaki zapanował, gdy postanowiłam jechać na policję, znowu czuję ten paniczny strach...
Może powinnam iść do psychologa?  Może ma to coś wspólnego z moją amnezją?  W końcu nie pamiętam większości swojego życia, nie wiem kim są moi rodzice...
Muszę przestać rozczulać się nad sobą!  Może to tylko jednorazowy incydent? Mam nadzieję, że to nigdy się już nie powtórzy.
Zadzwonię do Hazel, może rozmowa z nią przyniesie mi ulgę? Hazel to moja najlepsza przyjaciółka a zarazem terapeutka. Pomagała mi, gdy obudziłam się w szpitalu, nie wiedząc jak mam na imię.
- Hazel, błagam cię, przyjedź tu! - Krzyczę do niej gdy wreszcie odbiera telefon.
- Spokojnie Li, co się stało? - Mówi spokojnym, kojącym głosem, który jednak wzbudza we mnie lęk. - Coś nie tak? 
- Tak!  Dzi-dzi- dzisiaj... - Zaczynam się jąkać.
- Czekaj, za chwilę tam będę!  - Mówi to i się rozłącza.
Po tej rozmowie jestem bardziej niespokojna niż przed nią.
Zaczynam się zastanawiać, dlaczego głos Hazel spowodował, że spanikowałam... Przecież jest moją przyjaciółką...
Nagle w mojej głowie pojawia się przerażający obraz.
Hazel stoi nade mną, z okropnymi narzędziami w ręce. Zbliża się do mnie coraz bardziej, ciszę rozrywa mój krzyk. Hazel, osoba której ufałam bezgranicznie, okazuje się moim katem.
Wtedy rozlega się dźwięk dzwonka do drzwi. Nie chcę otwierać, jeżeli to Hazel, boję się, że spanikuję. Po zobaczeniu obydwóch wizji (chyba można to nazwać wizją) nie ufam już nikomu.
Jestem otępiała, dlatego ruszam się do łazienki. Ktoś po drugiej stronie drzwi nadal się do mnie dobija.
Staję przed lustrem. Spogląda na mnie z niego dziewczyna z czarnymi włosami posklejanymi w strąki. Jej granatowe oczy są pełne łez, podbródek drży niebezpiecznie. Jej azjatyckie rysy są jakby rozmyte.
To nie mogę być ja.
Przecież jestem silna, nie potrzebuję nikogo. Nie mogę się załamać dlatego, że mam urojenia. Chociaż w sumie to dobry powód. I tak już pewnie ześwirowałam.
Już mam wejść do mojej sypialni, gdy moje serce staje.
Na fotelu siedzi ktoś, kto nie ma prawa tam być.
To blondwłosa zabójczyni, która zabiła tamtego faceta.
Po chwili ciszy odzywa się aksamitnym głosem:
-Cześć.

piątek, 3 października 2014

Rozdział 1

Chłodny powiew wiatru wyrywa mnie z zamyślenia. Autobus zatrzymuje się niedaleko Downtown Street. Za kilka przystanków wysiadam.
Jakiś starszy facet siada obok mnie. Cuchnie od niego alkoholem.
-Strzeż się! - Mówi bełkotliwie
Próbuję go ignorować i wyglądam za okno.
Nagle sceneria całkowicie się zmienia. Nie siedzę już w zatłoczonym autobusie, lecz stoję w środku luksusowego holu jakiegoś hotelu z bronią w ręku.
Co ja tu robię?!
- Padnij, Leah! - Robię to nie dlatego, że chcę, ale dlatego, że coś przygwoździło mnie do ziemi.
Nagle zza kontuaru wyskakują dwie kobiety. Strzelają.
Ktoś, kto kazał mi paść, leży pośrodku wielkiej kałuży krwi. Pewnie nie żyje.
Próbuje przeczołgać się do drzwi. Wtedy jedna z napastniczek staje na moich plecach.
- Nic już nie będzie takie samo jak dawniej, Leah.- Mówi grobowym głosem.
Próbuję zapytać się jej o co chodzi, ale nie mogę wydać z siebie dźwięku.
Dwie kobiety uciekają z hotelu.
Nagle budzę się w autobusie, tym samym, którym jechałam do domu. Nie mam pojęcia co się stało.
Ludzie dziwnie się na mnie patrzą. Może przeżyli to samo co ja przed chwilą. Ale nie, w tym momencie zdaję sobie sprawę, że krzyczę na całe gardło. Zamykam usta.
Drzwi autobusu otwierają się, wybiegam na świeże powietrze. Nie mam pojęcia, w jakiej dzielnicy wylądowałam.
Staram się o niczym nie myśleć, biegnę przed siebie.
Nie wiem po jak długim biegu, staję przed drzwiami mojego mieszkania. Wchodzę do środka i zamykam dokładnie drzwi.
Jestem tak przerażona, że po prostu siadam na środku pokoju, zawijam się w kłębek i zaczynam płakać.